INFO O MNIE
Jestem fanką pływania, roweru i walkingu. Moją pasją jest zdobywanie górskich szczytów i poznawanie świata na dwóch kółkach. Fascynuje mnie Stobrawski Park Krajobrazowy, w którego sercu przyszło mi żyć. Pływanie nauczyło mnie respektu przed naturą oraz tego, że codziennie stać mnie na nowy sukces, a słabości są tylko po to, by się z nimi zmierzyć i je pokonywać.

niedziela, 21 lipca 2013

Szlakiem drewnianych kościołów opolszczyzny - cz. XVI- Grodkow i Lewin Brzeski-na granicy powiatów i rzek

TRASA:
 Magnuszowice - Grodków - Brzeg - Olszanka - Pogorzela - Lewin Brzeski - Magnuszowice


Przebieg trasy

Podczas pakowania samochodu do trasy towarzyszył mi Mefi - mój KOTEK:-)
Na rynku w Grodkowie
Rynek w Grodkowie
Jeden z celów podróży:-)
Kościół, tuz na trasie za Grodkowem
Olszanka - drewniany kościół
(niestety najbardziej zaniedbany jaki udało mi się zwiedzić)
Drewniany kościół w Olszance
Kościół szachulcowy z elementami drewna i muru
(prawdopodobnie uległ częściowemu spaleniu)
w Lipowej
Kościół w Pogorzeli
Kościół w Pogorzeli
Tablica informująca o atrakcjach w miejscowości Pogorzela
Gdzieś na trasie między Pogorzelą, a Michałowem
Kościół w Byczynie
W środku - fragment wieży/ baszty w Lewinie Brzeskim
Za Lewinem Brzeskim nad jednym ze stawów
Między Pogorzelą, a Lewinem Brzeskim

ATRAKCJE:
- Rynek w Grodkowie
- Miasto Brzeg
- Drewniany kościół w Olszance (niestety bardzo zniszczony i zaniedbany.
 Nawet trawa nie była wykoszona, a wiekowe groby były paskudnie zarośnięte.)
- Mury i rynek w Lewinie Brzeskim
- Rzeka Odra i Nysa Kłodzka
- Krajobrazy pól w okolicy Lewina Brzeskiego
- Stawy w okolicy Lewina Brzeskiego i Magnuszowic

MAPA:
Perły Opolszczyzna - Powiat Brzeski

ILOŚĆ PRZEJECHANYCH KILOMETRÓW:

70 km

sobota, 20 lipca 2013

RELACJA
 Z WYPRAWY ROWEROWEJ 
DO LICHENIA 


30 czerwca do 8 lipca 2013 r.

Cała trasa przebyta rowerem
RAZEM: 
512 km (według GPS)
524 km według licznika standaryzowanego do obręczy koła 
(taka różnica pomiaru jest normą). 



28 czerwca 2013
PRZYGOTOWANIA DO WYPRAWY
Od prawie 2 miesięcy przygotowywałyśmy się z przyjaciółmi do wyprawy rowerowej do Lichenia. Pojechałyśmy we trójkę: 3 panie i rowery. Niektórzy na wieść o tym, dziwnie się uśmiechali, a my myślałyśmy, że jeśli nawet miejsce okaże się kiczowate (jak niektórzy mówili), to najważniejsza jest przygoda, magia roweru i wiara w to, ze się to wszystko uda. Faza dopinania wszystkiego na ostatni guzik była dość męcząca. 2 dni przed wyjazdem serwisowałyśmy rowery-same! :-) I o dziwo, wszystko działało! Start zaplanowałyśmy na niedzielę - 30 czerwca 2013 r.

29 czerwca 2013
WIELKIE PAKOWANIE
Pakowanie kosztowało mnie wiele nerwów. Ze 3 x się przepakowywałam żeby uzyskać znośną wagę bagażu. Efekt końcowy: 12 kg. Jak dobrze, że ja sama niewiele ważę, pomyślałam -  rower tak nie ucierpi :-)Nie jest łatwo prowadzić tak zapakowanego "rumaka", ale...to kwestia przyzwyczajenia. Z nadzieją, że  pogoda nie wykręci nam jakiegoś numeru, zaplanowałyśmy start nazajutrz o 13.30. Czekała nas koszmarna noc w stylu: „czego jeszcze nie spakowałam”.

30 czerwca 2013
PIERWSZY PUNKT KONTROLNY ZDOBYTY
Od rana pogoda nie była zbyt dobra. Start się jednak udał. Dotarłyśmy szczęśliwie na miejsce pierwszego noclegu. O  tym szerzej: coś dla ludzi o mocnych nerwach-brama otwarła się sama i powitał nas osioł (najprawdziwszy). Podczas rozpakowywania rowerów obślinił nas olbrzymi bernardyn. Pokój, o wdzięcznej nazwie „Filip”, „pachniał” starocią i stęchlizną. Toalety de luxe. Towarzystwo-sami panowie. Dobrze, że miałyśmy klucz do drzwi. Żywność - 3snickersy i trochę wołowiny (jeszcze żyjącej – za oknem). Humor nas jednak nie opuszczał. Było git, ale spałyśmy (zapobiegawczo z portfelami) -we własnych śpiworach.

I dzień

52, 8 km

START - przed szkoła w Murowie
Na cmentarzu żydowskim - Wołczyn
W gospodarstwie agroturystycznym - Chróścin





1 lipca 2013
PYZY NA POLSKICH DROGACH
Wyruszyłyśmy po 9. Śniadanie zjadłyśmy na rynku w Bolesławcu, bo na miejscu noclegu nie przełknęłybyśmy nic - okazało się, że spałyśmy w przebudowanym kurniku:-) Zawsze to jakaś dodatkowa atrakcja. Okolica obfitowała w średniej jakości drogi, wiele pól i lasów. To co u nas nazywa się skansenem tutaj jest codziennością - ludzie częściowo żyją jeszcze w drewnianych domach. To wręcz szokujący widok. Sklepów było jak na lekarstwo. Czy tutaj ludzie nie jedzą? Udało nam się zjeść na obiad pizzę, wow! W związku z tym, że głodnemu wszystko smakuje, to była super dobra. Po dotarciu na kolejną kwaterę byłyśmy mile zaskoczone. Było ok! Gospodarz okropnie dużo gadał, ale był bardzo miły. Kiedy udało się nam już od niego uwolnić padłyśmy zmęczone. Prysznic i tv. To jedyne na co nas już było stać tego dnia.


II dzień

50,3 km


Nasza kwatera - Chróścin


Chróścin

Śniadanie w Bolesławcu
Wnętrze kościoła w Węglewicach





2 lipca 2013
NIE LICZĘ GODZIN I LAT
Zdarzało się nam powoli zapominać jaki dzień, która godzina...to był bardzo dobry objaw. Po całym roku robienia wszystkiego pod zegarek, to bardzo miła odmiana. Rano pożegnali nas rozgadani Państwo z Racławic i wyruszyłyśmy w dalszą drogę. Pogoda dopisywała. Powoli zaczęłyśmy czuć palące nas od słońca twarze. To uroki jazdy w taką pogodę. Wlewałyśmy w siebie litry wody żeby organizm czuł się dostatecznie dobrze, by nie odmówić posłuszeństwa. Od wczoraj prześladował nas wyjątkowo rolniczy krajobraz i wciąż te drewniane domostwa się pojawiały. Udało się nam zrobić kilka fajnych przerw nad woda-to pokrzepia ciało i duszę. Dotarłyśmy do kolejnej agroturystyki. Okazało się, że co dnia bardziej nam szczęście sprzyja, bo domek był wyjątkowo przyzwoity. Do kolekcji miła obsługa. Nic dodać, nic ująć.


III dzień

58 km

Z naszym gospodarzem...
...i gospodynią:-)
Stawy koło Brzezin



Gdzieś na trasie
Opatówek


W Liskowie

3 lipca 2013
LICHEŃ ZDOBYTY W BLASKU PIORUNÓW
W godzinach wieczornych dotarłyśmy na miejsce - Licheń zdobyty. Goniła nas burza, która dała nam jednak tyle czasu, by znaleźć schronienie w miłym pensjonacie o nazwie "Julia". Skwar przez cały dzień dawał się nam we znaki. Bardziej jednak dały nam „popalić” nierówności na dłuższym odcinku trasy. Przejazd przez Konin okazał się pestką w porównaniu z kiedyś odwiedzaną przez nas Czestochową. Na końcu miasta wpadłyśmy ochłodzić się shake'em do Mc Donalda. Po zdobyciu Lichenia w blasku piorunów rozpakowałyśmy swój „dobytek” i poszłyśmy poszukać jakiejś knajpy (piechotą-chwilowo miałyśmy dość pedałowania). Dzięki temu spacerowi liczyłyśmy na to, że podleczą się drobne odparzenia tu i ówdzie;-)


IV dzień

83,7 km


Przy kwaterze w Liskowie
Gdzieś na trasie - odpoczynek


Na rynku w Koninie
W Mc Donaldzie 



4 lipca 2013
UWIĘZIONE W KAPLICY
Dzień rozpoczął się zwyczajnie. Śniadanie o 9-tej, potem wielogodzinne zwiedzanie Lichenia z jego licznymi obiektami sakralnymi. Było co oglądać. Ogromna powierzchnia obfituje w wiele kościołów, kaplic...no i TA Bazylika. Rozmiar powalający, zdobienia zachwycające i nawiązujące do wielu wydarzeń z dziejów Polski. Organy rzuciły mnie na kolana - zostałyśmy na koncercie organowym. Pierwsze brzmienia Toccaty d-moll J. S. Bacha wyzwoliły szereg dreszczy na plecach. Chętnie sama zasiadłabym za kontuarem takiej maszyny. Wracając do pensjonatu postanowiłyśmy zajrzeć nad jezioro. Okazało się, że pływają po nim turyści na wodnych rowerkach. Też mi się tak zachciało, bo wodny jestem ludek. Chęć odebrała mi jednak nadciągająca burza, którą w dużej części przyszło nam spędzić pod wiatą i w kaplicy MB Licheńskiej. Tak mocno grzmiało, że wymodliłyśmy się ze strachu za wszystkie czasy. I znów wyszło, że jak trwoga, to do Boga:-)

Wszystkie fotografie przedstawiają park i teren przy bazylice jak i jej wnętrze

Bazylika w Licheniu
Mapa tras rowerowych w okolicy jezior koło Lichenia

































Plan sanktuarium
Nad Jeziorem Licheńskim



5 lipca 2013
W KRAINIE NOCY I DNI
Wyjechałyśmy z Lichenia o 9. Zajechałyśmy jeszcze do Grąblińskiego Lasku, by zwiedzić miejsce objawienia się MB. Fajne miejsce - tajemnicze, ale komary cięły niemiłosiernie. Zbąblowane ruszyłyśmy w dalszą trasę. Po 60 km ugotowałyśmy sobie obiad na łące - po drodze nie było żadnej restauracji ani nawet knajpy. Dobrze, że zabrałam kuchenkę turystyczną. Po obiedzie podjechałyśmy jeszcze do Russowa. Tam urodziła się M. Dąbrowska. Zwiedziłyśmy dworek, w którym mieszkała i pojechałyśmy dalej-na kwaterę w Liskowie. Padł dziś rekord-102 km. Miałyśmy chwilowo dość. Na pocieszenie kupiłyśmy w tutejszym Lewiatanie 3 Radllery z limonką i pół kilograma galaretek w czekoladzie. Była niezła uczta uczta!;-)


Powrót - I dzień

102 km


Przed naszym pensjonatem
W Grąblińskim Lasku






Wjazd do Konina
Konin - most na Warcie
Nad autostrada A2 za Koninem
Gotowanie na łące


Czyszczenie garnków po obiedzie
Przed dworkiem  M. Dąbrowskiej w Russowie





Russów - dworek Dąbrowskiej


6 lipca 2013
SŁOŃCE – CICHY ZABÓJCA
Dzień upłynął nam na leniwym pedałowaniu. Po wczorajszej setce stan podwozia uczestników wyprawy nieco szwankował, ale udało się nam dotrzeć do znajomej nam już kwatery w Racławicach. Jechało się bardzo ciężko ze względu na morderczą temperaturę i walące po deklu słońce. 13 km od Liskowa znalazłyśmy fajny zalew: Murowaniec. Tam udało się nam pierwszy raz w tym roku wykąpać (w jeziorze). Woda była prima sort. Złapałyśmy trochę opalenizny i pojechały dalej. Najgorszy upal przeczekałyśmy w cieniu. Nie dało się jechać. Mając na względzie to, że z 30 stopniami (w cieniu) nie ma żartów byłyśmy naprawdę uważne. Niestety nie udało się nam zjeść tego dnia obiadu. Opatówek okazał się dziurą zabita dechami z 2 sklepami na krzyż. Knajpa, którą nam polecono była dla nas niedostępna, bo lokal zarezerwowano dla jakiegoś wesela. Przyszło nam zjeść ostatnie kanapki na rozdrożu pod krzyżem. Jak pielgrzymka, to pielgrzymka! Trudy tego typu zostały uwzględnione podczas planowania wyprawy. Cierpienie uszlachetnia, a dieta poprawia zdrowie :-)



Powrót - II dzień
58,9 km

Podczas podbijania książeczek kolarskich
Murowaniec


Kąpiel w " Murowańcu"

Odpoczynek na stacji benzynowej

7 lipca 2013
CZTERY KĄTY, ROWER PIĄTY
I znów niedziela, więc powinnyśmy odpoczywać. W sumie to trochę tak było. Zrobiłyśmy tylko 37 km. Ale tyle było w planie. Załapałyśmy się nawet na Mszę w kościele-co prawda nie całą, ale i tak pośpiewałam sobie. Przyzwyczajone do tego, że od 2 dni ciężko o dobrą gastronomię, mile się rozczarowałyśmy w Wieruszowie. Fantastyczne miasteczko. Niewielkie, ale pełne atrakcji w postaci np.samolotu w centrum i super naleśnikarni oraz lodziarni. Po obfitym obiedzie i  pysznym deserze udałyśmy się na miejsce dzisiejszego noclegu. Cudem załapałyśmy się pod dach. Jednak zawsze to lepsze niż noc w kurniku jak po pierwszym dniu. Pokój, jak to pokój-4 ściany, łazienka obok i olbrzymie podwórko pełne warszawiaków. Klimat rodem z westernu. Zaproponowano nam wrzucenie rowerów do kotłowni, ale jak ją zobaczyłyśmy, to postanowiłyśmy wtaszczyć je na pierwsze piętro do naszego pokoju. Po małym przemeblowaniu wszystko się zmieściło. Jutro koniec włóczęgi. Będzie nam brakowało adoracji panów z piwem pod sklepami, machania dzieci, pytań tubylców i życzeń "szczęśliwej podróży".


Powrót - III dzień
38 km

Wieruszów - naleśnikarnia
W naleśnikarni w Wieruszowie
Wieruszów - samolot stał w śródmieściu
Przed nasza kwaterą
Nad stawem przy naszej kwaterze
Krzyż przydrożny - Mieleszynek

8 lipca 2013
NO I JESTEŚMY W DOMU
9 dni zleciało jak z bicza strzelił. Nasza Pielgrzymka dobiegła końca. Ostatnie kilometry pokonywałyśmy w milczeniu. Każda z nas miała swoją wizję tego wyjazdu, ale wszystkie oczekiwania chyba zostały spełnione. Żadna z nas nie wróciła rozczarowana. Ten wyjazd udał się w stu procentach. Pogoda dopisała, humor - jak zawsze u nas - też... Miejsca, które zjechałyśmy może nie były momentami zbyt piękne, ale ludzie, którzy nas witali każdym swoim słowem i gestem wspierali nas, dodawali sił i mówili nam, że to co robimy jest piękne i właściwe. W całym swoim życiu nie miałam okazji spotkać się z tak wielką życzliwością ludzi jak w ciągu tego tygodnia. Co to znaczy? Chyba to, że wiara łączy ludzi - gdziekolwiek się o niej mówi. Ludzie wierzą w COŚ co daje im nadzieję na lepsze "jutro". I tak jest dobrze! "Bóg zapłać" wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do tego, by ta wyprawa mogła dojść do skutku. Za Was wszystkich odmówiłam modlitwę. Czekajcie na  CUDA w Waszym życiu....one się zdarzają, tylko trzeba się na chwilę zatrzymać i wyciszyć.
Powrót - IV dzień
68,8 km

W kawiarni w Byczynie
Stary spichlerz - Byczyna
Mury obronne - Byczyna
Bogacica - na obiedzie
Bogacica - na obiedzie
Bogacica - na obiedzie
Na miejscu - pod tablicą Murów